Bohater z przypadku
Bywają bohaterowie niekwestionowani, bywają bohaterowie sztucznie wykreowani, ale zdarzają się też bohaterowie, na których postępowanie duży wpływ miał zbieg okoliczności.
Odbrązawiać ich nie warto – bo i po co. Ale ich życiowe przygody są świadectwem niejednoznaczności ludzkich losów i wydarzeń historycznych.
Pożyczka od Niemca
Michał Drzymała pochodził ze Zdroju koło Grodziska Wlkp., urodził się 13 września 1857 r. Nie był jednak typowym chłopem, posiadającym ziemię i do ziemi przywiązanym; wraz z żoną wolał najmować się do pracy na zasadzie kontraktu. Ostatecznie został wozakiem, rozwoził piwo w Grodzisku, a także piasek, żwir i cegłę. Drzymałowie kilkakrotnie zmieniali miejsce pobytu – wreszcie w 1904 r. zamieszkali w Podgradowicach, gdzie od miejscowego Niemca, Richarda Neldnera, kupili dwuhektarową parcelę ze stodołą. Michał nadal furmanił, a jego żona gospodarowała na ziemi.
Wkrótce jednak pojawił się problem mieszkania. Akurat w 1904 r. została wydana ustawa uzależniająca zgodę na budowę nowego domu od władz administracyjnych i decyzji Komisji Kolonizacyjnej. Drzymała, jako Polak, zgody nie otrzymał, a mieszkanie w stodole było raczej niemożliwe. Pozostawało więc albo obejście prawa, albo sprzedanie ziemi Niemcom. Początkowo Drzymała próbował walczyć, ale bez skutku.
W rezultacie nasz rolnik, wzorem innych, z Pomorza, zamieszkał w wozie cygańskim lub cyrkowym, kupionym za pieniądze pożyczone od Niemców, R. Neldnera i karczmarza Kiedemanna z Grodziska. Był narzędziem w ich ręku, obydwaj zamierzali w ten sposób dokuczyć nielubianemu przez nich komisarzowi obwodowemu Bockowi, skutecznie uniemożliwiającemu Drzymale wybudowanie własnego domu.
Naturalnie, parokrotnie dochodziło do konfliktów i szykan. Było to zresztą locum dalekie od luksusu, nie bardzo nadające się do zamieszkania w zimie; komisarz z kolei rekwirował kolejne piecyki, jako że przepisy przeciwpożarowe zabraniały instalowania ich w wozie. Drzymała stawiał w to miejsce następny piec, drażniąc przedstawicieli władzy. Ale w zasadzie wokół sprawy panował spokój.
Wycieczki do chłopa
Do zmiany doszło w 1907 r., gdy hrabia Czarnecki w pobliżu Podgradowic zorganizował polowanie z udziałem dziennikarzy francuskich i niemieckich. Jako dodatkową atrakcję, pokazał im polskiego chłopa, który z powodu zarządzeń administracji musiał zamieszkać w wozie cyrkowym. To okazało się wielką sensacją. W prasie, już nie tylko europejskiej, ale i światowej, ukazały się fotografie wozu Drzymały i jego właściciela, zaopatrzone w odpowiedni komentarz, wyraźnie korespondujący tonacją z opisami sprawy dzieci wrzesińskich, która właśnie wygasała. Antyniemieckim propagandystom Drzymała nadarzył się ze swym wozem w idealnej chwili. Pierwsze (co zrozumiałe) odezwały się gazety polskojęzyczne, potem obszerne, choć niekiedy nawet trochę naiwne, artykuły o Drzymale pojawiły się w prasie francuskiej, angielskiej i amerykańskiej. Głos zabrali m.in. Henryk Sienkiewicz, Lew Tołstoj, Maurycy Maeterlinck, Herbert George Wells, Gerhart Hauptmann. We Lwowie wystawiono sztukę „Wóz Drzymały”, nawet w parlamencie niemieckim posłowie wystąpili z interpelacjami w sprawie sytuacji w Poznańskiem.
Władze niemieckie zareagowały całkowicie bez wyobraźni i najgorzej jak to było możliwe: na różne sposoby szykanując niepokornego, a sławnego już rolnika
Władze niemieckie zareagowały całkowicie bez wyobraźni i najgorzej jak to było możliwe: na różne sposoby szykanując niepokornego, a sławnego już rolnika. Jednak w opracowaniach na temat dzielnego chłopa na ogół nie wspomina się o jego powiązaniach ze środowiskiem polskich działaczy narodowych, którzy sprawę Michała Drzymały natychmiast wykorzystali dla realizacji własnych, skądinąd patriotycznych celów. Zatem dostarczano Drzymale pieniądze na opłacenie grzywny, nie dopuszczano zarówno do zrujnowania pomysłowego rolnika, jak i do szybkiego zakończenia sprawy. Administracja niemiecka, poza opisanymi już przypadkami konfiskowania kolejnych piecyków, nałożyła grzywnę za organizowanie nielegalnych zgromadzeń, jako że sławnego rolnika licznie odwiedzały wycieczki ze wszystkich trzech zaborów i dziennikarze – także zagraniczni. Zresztą samych ciekawskich też nie oszczędzano, przykładowo wycieczkę z Berlina przetrzymano kilka godzin w areszcie na posterunku żandarmerii.
Zrzutka na nowy wóz
Wiadomo, że Drzymała, zmęczony, chciał przyjąć zaproponowane mu mieszkanie w Rakoniewicach, ostatecznie jednak zrezygnował pod naciskiem przedstawionej mu patriotycznej argumentacji. Wiadomo też, że jego fantazja częściowo była podsycana słabością do mocniejszych trunków, którą dziś podkreślają zwolennicy odbrązawiania „na siłę” postaci Michała Drzymały.
Wkrótce nasi działacze zauważyli, że wóz, w którym Drzymała zamieszkał z rodziną, wygląda nie najlepiej i mogą być trudności z przetrwaniem zimy. Poznańskie stowarzyszenie „Straż” zainicjowało zbiórkę funduszy na nowy wóz; zauważmy, że nie chodziło o mieszkanie, lecz o w ó z – co potwierdza naszą opinię o instrumentalnym traktowaniu sprawy. Akcję podjął Komitet Drzymałowski w Poznaniu, dokąd napływały pieniądze ze wszystkich trzech zaborów i od rodaków z zagranicy.
Nowy wóz Drzymały został zbudowany na poznańskich Rybakach, w firmie Dzieciuchowicza, a potem przetransportowany na Dworzec Główny w Poznaniu i następnie do Grodziska, skąd też dostarczono go właścicielowi. Stary wóz został przekazany następnemu potrzebującemu i nie wiadomo, jakie były jego dalsze losy. Ciekawe, że przy ostatnim etapie transportu czynnie pomagał R. Neldner – ten sam, który niegdyś udzielił Drzymale pożyczki na zakup poprzedniego wozu; był więc wyraźnie konsekwentny w swym działaniu, choć teraz, przy takim rozgłosie i wydźwięku propagandowym całej sprawy, mógł narazić się swym rodakom zza biurek.
Ten drugi wóz był każdego dnia przesuwany z miejsca na miejsce, by zadośćuczynić obowiązującym przepisom.
Została deszczułka
Cała epopeja skończyła się z chwilą, gdy urzędnicy pruscy jednak znaleźli przepis pozwalający ocenić, że locum Drzymały jest wewnątrz niższe od obowiązujących norm. W końcu lipca 1908 r. wóz został usunięty z działki, a jego właściciel musiał przenieść się do ziemianki. Wreszcie w czerwcu 1910 r. Drzymała sprzedał (Polakowi) swoją parcelę i przeniósł się do Cegielska pod Rostarzewem. Jego wóz jeszcze w lipcu 1910 r. był wystawiony w krakowskim Barbakanie jako eksponat – symbol oporu ludności polskiej zaboru pruskiego wobec prób germanizacji. Z czasem wóz został w krakowskim Muzeum Narodowym zdemontowany i, jak wieść niesie, do dziś przetrwała z niego zaledwie jedna deszczułka, z okolicznościową tabliczką (drewno z rozebranego do konserwacji wozu spalili Niemcy w grudniu 1939 r.).
Drzymałę licznie odwiedzały wycieczki ze wszystkich trzech zaborów i dziennikarze – także zagraniczni
Wkrótce wybuchła I wojna światowa i o Drzymale, żyjącym w biedzie, zapomniano niemal zupełnie. Jeszcze w 1919 r. radośnie powitał oddział powstańczy dowodzony przez Bolesława Marciniaka. Dopiero w 1925 r. znany pisarz Józef Weyssenhoff, szukając tematów do patriotycznych opowiadań dla dzieci, dotarł także do Cegielska, gdzie odwiedził Michała Drzymałę. Rolnik – patriota znów okazał się potrzebny, w realiach czasowego zaostrzenia stosunków polsko-niemieckich. Drzymała został odznaczony i otrzymał dożywotnią rentę, a w październiku 1927 r. przekazano mu, jako dar narodowy, poniemieckie gospodarstwo w Grabównie pod Wyrzyskiem. Tam też nasz bohater spędził dziesięć ostatnich lat swego życia. Umarł 25 kwietnia 1937 r., spoczął na cmentarzu parafialnym w Miasteczku Krajeńskim.
Po wojnie odtworzono mogiłę Michała Drzymały, splantowaną przez hitlerowców, zaczęto również eksponować jego postawę, w ramach realizacji oficjalnie obowiązującej linii politycznej. Przez kilkadziesiąt powojennych lat postać pomysłowego rolnika była wykorzystywana przez propagandę dostrzegającą przeciwnika tylko za Odrą. Z czasem jednak ujawniła się obojętność ludzi na sprawy, które były aktualne, ale prawie sto lat temu. Zmiana pokoleń i przewartościowanie problemów też zrobiły swoje... W Podgradowicach, jeszcze przed wojną przemianowanych na Drzymałowo, umieszczono pamiątkowy głaz, a także replikę słynnego wozu. Są to jednak już tylko symbole. Miejmy nadzieję, że tylko symbole. Także naszej niewdzięczności.
Autor: MAREK REZLER