Dwie fary w Poznaniu

Plac Kolegiacki, czyli miejsce, na którym stała pierwsza fara, a w tle obecny kościół farny.

Jaka była historia najważniejszych dla poznańskich mieszczan kościołów?

Mówimy fara, farny, ale często nie rozumiemy znaczenia tych słów. Zacznijmy więc od definicji: „Kościół farny, także fara (niem. Pfarre, Pfarrei, Pfarrkirche, czyli probostwo, parafia) – dawne określenie nadawane kościołowi parafialnemu, które nawiązuje do tradycji średniowiecza”. W ujęciu powszechnym to najważniejszy kościół danej miejscowości, w odróżnieniu np. od kolegiaty, czyli kościoła, przy którym funkcjonuje kolegium kanoników.

Kłopot z wieżą

W przypadku dawnego Poznania mamy do czynienia zarówno z farą, jak i z kolegiatą. Ale pierwsza powstała katedra na Ostrowie Tumskim. W połowie XIII wieku, gdy Przemysł I i Bolesław Pobożny założyli nowe miasto na lewym brzegu Warty, dostosowali układ zabudowy do wymogów i założeń prawa magdeburskiego. Według tych zasad z góry ustalony był ogólny układ ulic, położenie rynku, ratusza i lokalizacja kamienic. Z reguły też w narożniku (by nie zabierać cennej powierzchni targowej) zlokalizowany był główny kościół miejski – murowany, solidny, odpowiedniej wielkości, by w razie nieszczęścia, np. pożaru, mógł pomieścić całą ludność miasta.

W Poznaniu była to kolegiata pod wezwaniem św. Marii Magdaleny, wybudowana za zgodą biskupa i kapituły poznańskiej. Był to jeden z największych ówcześnie kościołów w Polsce, główny dla erygowanej zapewne w latach 1262-1263 parafii. W zasadzie powinien to być kościół pod wezwaniem Najświętszej Maryi Panny, ale pod takim wezwaniem istniał już na Ostrowie Tumskim – więc za patronkę wybrano św. Marię Magdalenę. Budowę świątyni przypuszczalnie rozpoczęto w 1263 roku, a opiekę nad kościołem sprawowały dominikanki.

Potężna gotycka budowla (o wymiarach około 70 na 42 m) miała bardzo wysoką, ponad 90-metrową wieżę dominującą nad miastem – zgodnie z ówczesnymi zasadami budowy grodów. Z czasem ta część kościoła sprawiała najwięcej kłopotu i stawała się przyczyną katastrof budowlanych; nie było wtedy piorunochronów, więc burze i wichury przewracały wieżę lub powodowały jej uszkodzenie – zachodziła więc konieczność częstych napraw i jej odbudowy. Podobny był zresztą los wieży ratusza, niepodpartej od strony ulicy Wronieckiej. Katastrofy i pożary nękały świątynię m.in. w latach 1388, 1442 i 1447-1470; wtedy opiekę nad farą objął król Kazimierz Jagiellończyk. Później, 5 lipca 1471 roku kościół uzyskał tytuł kolegiaty.

Piorun w dumę

Od 1555 roku, zgodnie z wolą króla Zygmunta Augusta, kolegiata pw. św. Marii Magdaleny została powierzona miastu. Odtąd była to świątynia otoczona szacunkiem i pieczą mieszkańców, a pochówek w kolegiacie był wielkim zaszczytem; to tutaj umieszczono nagrobek wielce zasłużonego lekarza Józefa Strusia. Spoczywali tam przedstawiciele elity miasta, często dobrodzieje świątyni. Podczas prowadzonych badań archeologicznych odkryto tam pochówki w aż piętnastu warstwach. W kolegiacie znajdowały się 52 ołtarze i kaplice, ufundowane przez miasto, cechy, stowarzyszenia religijne i prywatnych darczyńców. Kościół był dumą mieszkańców Poznania. Zachowane opisy wnętrz, poszczególnych kaplic i dokumentacja potwierdzają pozycję świątyni w mieście.

Niestety, już 10 lipca 1657 roku wojska szwedzkie podpaliły kościół. W pożarze spłonęło wnętrze, a remont po tym wydarzeniu trwał aż do 1661 r. Prawdziwy dramat rozpoczął się 3 czerwca 1773 r., kiedy to w wieżę uderzył piorun, co doprowadziło do pożaru, który niemal doszczętnie strawił kolegiatę. Niestety, odbudowa świątyni była niezwykle trudna, ze względu na nie najlepszą sytuację finansową miasta. We wrześniu 1777 r. runęła jedna ze ścian świątyni, a zaledwie trzy lata później kolegiatę strawił kolejny pożar. Z tej katastrofy świątynia już się nie podniosła.

Smutny koniec

W rezultacie z wyposażenia kolegiaty do naszych czasów przetrwała tylko rzeźba Chrystusa Bolejącego, wykonana około 1430 roku, która dziś znajduje się w kaplicy pw. Świętych Męczenników Jezuickich w farze. Opustoszałe ruiny (najważniejsze przedmioty liturgiczne i precjoza przeniesiono do pobliskiego kościoła pw. św. Stanisława) zaadaptowano na stajnie i magazyny. Było to też niestety siedlisko ludzi spod ciemnej gwiazdy, a odcinek od ruin kolegiaty po Ciemną Bramkę należał do najbardziej niebezpiecznych zakątków miasta. O odbudowie świątyni oczywiście nie było już mowy. Ostatecznie pozostałości kościoła rozebrano w 1802 roku, niemal do fundamentów, a na powstałym placu otwarto rynek.

Opustoszałe ruiny fary zaadaptowano na stajnie i magazyny. Było to też niestety siedlisko ludzi spod ciemnej gwiazdy, a odcinek od ruin kolegiaty po Ciemną Bramkę należał do najbardziej niebezpiecznych zakątków miasta

Dopiero przed laty rozpoczęto dokładne badania archeologiczne miejsca po kolegiacie, choć ze względu na późniejszą zabudowę nie wszystko udało się dokładnie ustalić. Od roku mamy tam małą ekspozycję pozostałości kościoła. Widok ruin kolegiaty pw. św. Marii Magdaleny doskonale przedstawiają gwasze Karola Albertiego. Dziś wiedzę o wyglądzie największej świątyni dawnego Poznania czerpiemy z rycin, przede wszystkim ze słynnego widoku z dzieła Georga Brauna i Fransa Hogenberga „Civitates orbium terrarum” (1617/1618). Dziś o kolegiacie przypomina też serce dzwonu, które, jak się przypuszcza, oderwane w czasie dzwonienia, wbiło się u podnóża ściany dzwonnicy dzisiejszej fary. Obecnie eksponowane jest w gablocie na placu Kolegiackim.

Do jezuitów

Zadania zniszczonej i opustoszałej kolegiaty, a z czasem funkcję fary przejął pobliski, położony przy ulicy Gołębiej, kościół oo. Jezuitów – dzisiejsza bazylika pw. Matki Bożej Nieustającej Pomocy, św. Marii Magdaleny i św. Stanisława Biskupa.

W 1570 roku biskup Adam Konarski sprowadził do Poznania jezuitów, oddając im kościół pw. św. Stanisława Biskupa, którego budowę rozpoczęto w 1651 roku, przypuszczalnie na podstawie planów przysłanych z Rzymu, choć tradycyjnie za autora projektu uznaje się Bartłomieja Nataniela Wąsowskiego – rektora Kolegium Jezuickiego w Poznaniu i teoretyka architektury. Inwestycja spowodowała sporo zamieszania i pociągnęła za sobą reakcję władz miasta, gdyż zakonnicy zaczęli stawiać świątynię na linii murów miejskich, osłabiając w ten sposób obronność Poznania. Ostatecznie zawarto ugodę: kościół będzie nadal budowany, ale jezuici postawią dodatkową linię muru, w pobliżu Bramy Wrocławskiej. Mur ten, odsłonięty po zniszczeniach z 1945 roku, widoczny jest dziś w pełnej krasie.

W początkowym okresie pracami budowlanymi kierował Tomasz Poncino, a po przerwie w okresie potopu szwedzkiego Bartłomiej Nataniel Wąsowski, Wojciech Przybyłkowicz i Jan Poradowski, współpracował z nimi też Jan Catenazzi. W 1705 roku kościół jeszcze nieukończony został konsekrowany przez biskupa Hieronima Wierzbowskiego. Ważne były lata 1727-1732, gdy Pompeo Ferrari zbudował ołtarz główny świątyni i słynny główny portal.

Architektura kościoła uwidacznia idee sprzeciwiające się ruchowi reformacyjnemu. Pełen typowo barokowego przepychu, nawiązujący do rzymskiego pierwowzoru, z malowidłami iluzjonistycznymi i taką kopułą wewnątrz, ze światłem wpadającym z okna nad ołtarzem głównym wprost w twarz odwiedzającego świątynię – realizuje określone zadanie, niemożliwe do osiągnięcia w świątyni protestanckiej. Poznańska fara jest budowlą sakralną, którą należy czytać i rozumieć. Są tu znakomite dzieła sztuki dłuta i pędzla najważniejszych artystów wielkopolskich i nie tylko. Ale nie mniej istotna jest niepowtarzalna atmosfera poznańskiej fary.

Patrz w górę, patrz w dół

Prawdziwą perełką dla miłośników sztuki i muzyki są odrestaurowane na początku obecnego wieku organy Friedricha Ladegasta z 1876 roku, otoczone legendą. Drugi instrument tego mistrza znajduje się w kościele na poznańskiej Głuszynie.

Przed laty świątynia była objęta badaniami archeologicznymi, które pozwoliły odkryć i zabezpieczyć podziemia. Nie znaleziono w nich, jak się spodziewano, legendarnego skarbu Stanisława Latanowicza – rewizora ksiąg handlowych, który miał tam ukryć swoje zbiory bibliofilskie. Kierunek poszukiwań okazał się niewłaściwy, ale zabezpieczono interesujące krypty i pochówki.

Zwiedzając poznańską farę, warto skierować wzrok na kamienną posadzkę, po której przez wieki przechodziły miliony wiernych. Ślady ich stóp, wgłębienia, nierówności, zadrapania, przetarcia – wszystko pozostawione dla wyobraźni kolejnych pokoleń…

 

Autor: MAREK REZLER

BIEŻĄCE WYDANIE

Marzec 2024