I praca, i zwycięstwo

Na zdjęciu dyrektor Wielkopolskiego Muzeum Niepodległości Przemysław Terlecki

Z dyrektorem Wielkopolskiego Muzeum Niepodległości Przemysławem Terleckim rozmawia Artur Boiński

Widziałem Muzeum Powstania Warszawskiego, Polin, Europejskie Centrum Solidarności, Muzeum II Wojny Światowej. Nie będę zawiedziony, gdy odwiedzę nowe Muzeum Powstania Wielkopolskiego?

– Absolutnie nie! Mijają prawie dwie dekady od czasu otwarcia Muzeum Powstania Warszawskiego, które odwiedzałem prywatnie i wielokrotnie „podpatrywałem” zawodowo. To było pierwsze takie w Polsce, zaskakujące wszystkich muzeum narracyjne, z konkretnym pomysłem na opowiedzenie historii w nowoczesny, angażujący sposób. Ono wyznaczyło pewien standard, przełamując stereotyp miejsca z gablotą i tabliczką „nie dotykać”…

...i jeszcze z kapciami.

– Nowoczesne muzea mają wspólny mianownik polegający na zaproszeniu odwiedzających do poznania historii wszystkimi zmysłami. Nie tylko oglądam i czytam, ale też dotykam, wącham, słucham, trochę się bawię, bo nowoczesna technologia na to pozwala. Mamy ten przywilej, że znając doświadczenia innych muzeów narracyjnych, wiemy już, co działa, co się sprawdziło, na co warto postawić, a co można sobie podarować.

Czyli u nas będzie tak atrakcyjnie, jak tam, ale… jeszcze lepiej?

– Nie odkryję Ameryki, mówiąc, że skorzystamy z nowoczesnych technologii. Muzea odwiedza dziś już pokolenie wychowane na smartfonach. Jestem jednak przekonany, że siłą naszego muzeum, jego fundamentami będą samo powstanie, czyli absolutnie wyjątkowa w skali kraju historia sukcesu i zwycięstwa, a także oryginalne eksponaty, autentyczni świadkowie opowiadanej historii.

Właśnie chciałem zapytać o planowaną proporcję między multimediami a artefaktami.

– To autentyczne muzealia mają jasno świecić, być punktem wyjścia do opowieści, narracji historycznej. Może być ona dopowiedziana w różny sposób: ekranem dotykowym, możliwością przewertowania albumu ze zdjęciami, okazją do pokręcenia kółkami maszyny, które pozwolą zrozumieć będącą podstawą pracy organicznej zasadę zgodnego współdziałania. Powoli zaczynamy mieć już przesyt osaczającą nas coraz bardziej rzeczywistością wirtualną. Takie miejsca, jak opera, teatr, biblioteka czy muzeum mogą zaoferować alternatywny świat i przestrzeń, w której odpoczną nasze oczy i… kciuki. Dlatego fajnie będzie zaproponować zwiedzającym dotknięcie prawdziwej książki, doświadczenie zapachu śmierci w okopach I wojny światowej czy zobaczenie, jaką maszynką golił się generał Stanisław Taczak.

Da się w ogóle porównać powstające muzeum z obecną placówką w Odwachu na Starym Rynku?

– Muzeum Powstania Wielkopolskiego w Odwachu w przyszłym roku będzie obchodzić ćwierćwiecze swojej działalności, więc jest już mocno zakorzenione w przestrzeni miasta. Spełnia swoją rolę. Trudno sobie wyobrazić lepszą „miejscówkę” – wszyscy, którzy chociaż na kilka godzin odwiedzają Poznań, muszą zobaczyć trykające się koziołki na ratuszowej wieży. A jak już tam są, to muszą zajrzeć do Odwachu. To jest dobrze opowiedziana, skondensowana powstańcza historia, ale mankamentem jest niewielka przestrzeń wystawowa. Z obecnych trzystu metrów przeniesiemy się na trzy tysiące metrów stałej ekspozycji plus tysiąc metrów na wystawy czasowe. Nie będzie to tylko zmiana w metrach, ale także w jakości całej muzealnej oferty kulturalnej. Jako ogólnopolska instytucja kultury chcemy pełnić funkcję centrum pamięci o wielkopolskiej drodze do niepodległości, szczególnie o zwycięskim Powstaniu Wielkopolskim 1918-1919 r.

Z obecnych trzystu metrów przeniesiemy się na trzy tysiące metrów stałej ekspozycji plus tysiąc metrów na wystawy czasowe

Jak będzie wyglądać muzeum, jeżeli chodzi o architekturę?

– Sztuka polegała na dobrym wpisaniu się w otoczenie zielonej Cytadeli i starego parku, czerwonej cegły pobliskiej Starej Rzeźni, górującego nad nami Wzgórza św. Wojciecha i Cmentarza Zasłużonych Wielkopolan. Zasadnicza przestrzeń wystawiennicza, serce muzeum, zlokalizowana będzie dwanaście metrów pod ziemią. Cztery budynki naziemne pomieszczą funkcje uzupełniające: magazyny, pracownie konserwatorskie, salę konferencyjno-widowiskową, kameralną salę kinową, przestrzenie edukacyjne, kawiarenkę, sklepik z książkami i pamiątkami, administrację. Nie będzie betonozy! Budynki zostaną obłożone naturalnym kamieniem, który z projektantem znaleźliśmy w kamieniołomach Hiszpanii. Pomiędzy nimi powstanie agora – przestrzeń z zielenią i wodą, która będzie alternatywnym np. dla placu Wolności miejscem do organizacji ważnych uroczystości. Zrezygnowaliśmy z budowy dużego parkingu, zachowując park z alejkami i terenem, który posłuży nie tylko spacerom, ale też wyjściu z naszymi działaniami poza muzealne mury.

Nie wszystkim się spodoba, że nie będzie można blisko podjechać autem.

– To była świadoma decyzja. Powstanie enklawa spokoju, refleksji, pewnej zadumy. Obok muzeum mamy Cmentarz Zasłużonych Wielkopolan oraz kryptę pod kościołem pw. św. Wojciecha. Chcemy nią administrować ­– jesteśmy po uzgodnieniach z kurią – żeby była bardziej dostępna. By móc się pokłonić spoczywającym tam Dąbrowskiemu, Wybickiemu, Nowowiejskiemu, Święcickiemu, Marcinkowskiemu. Albo duży parking, albo przestrzeń, zalewie 12 minut od Starego Rynku, w której mamy wyhamować z codziennej bieganiny. Wybraliśmy to drugie. Ufam, że goście i mieszkańcy to docenią.

Wiemy, jak to ma wyglądać. A jak będzie opowiedziana ta nasza historia?

– Od początku pracy nad nowym muzeum przyświeca nam hasło: „Na co dzień praca, w chwilach próby zwycięstwo”. Chcemy pokazać specyfikę, wyjątkowość wielkopolskiej drogi do niepodległości. Że jesteśmy pragmatyczni, pracowici, obowiązkowi, dobrze zorganizowani, szanujący prawo. Że mamy w naszym DNA ten specyficzny gen wolności, polskości. To nie mają być kartki z kalendarza, bitwa po bitwie, nazwisko po nazwisku. Większość Polaków nie ma pojęcia o Powstaniu Wielkopolskim, o unikatowym w naszej historii spektakularnym zwycięstwie. Jeżeli to muzeum ma być atrakcyjne nie tylko dla nas, Wielkopolan, musi być uniwersalną opowieścią o umiłowaniu wolności i zwycięstwie. Także o tym, jak to się stało, że po ponad 100 latach jesteśmy z tej wiktorii wciąż tak bardzo dumni. Co współcześnie bardzo ważne, z czym mamy deficyt – na przykładzie naszej historii chcemy pokazać, że współpraca i zgodne współdziałanie wszystkich ze wszystkimi, to zawsze pewny patent na budowanie czegoś pozytywnego, na sukces.

Jak atrakcyjnie zilustrować człon hasła „na co dzień praca…”?

– Choćby poprzez postaci wybitnych organiczników – tych „nudziarzy”, którzy nie stali na czele szwadronów śmierci i nie machali szablą (choć niektórzy, jak Chłapowski, machali, lecz postanowili ją odłożyć), ale dzięki którym powstały wspaniałe budynki, które do dziś podziwiamy, polski przemysł, nowoczesne rolnictwo, fantastycznie zorganizowane społeczeństwo obywatelskie. Myślę, że uda nam się w nowym muzeum pokazać i wyjaśnić, w jaki sposób doszło do ukształtowania pokolenia, które zdołało w latach 1918-1919 wywalczyć niepodległość. Pokolenia strajkujących wcześniej we Wrześni dzieci, pokolenia Drzymałów, młodzieży konspirującej w drużynach skautowych i sokolich. Bez tego nie zrozumiemy tych 52 dni powstańczej wiktorii.

To jak daleko trzeba się cofnąć, żeby to zrozumieć?

– Otwieramy wystawę początkiem zaborów, pokazując, jak zmieniały się z biegiem lat uwarunkowania życia pod jarzmem pruskim. Akcentujemy (wyciągając trochę nieznane wątki z „Pana Tadeusza”) pierwsze zwycięskie powstanie Wielkopolan z 1806 roku, z postaciami Dąbrowskiego i Wybickiego. Pokazujemy też Wielkopolan, którzy nie uciekali przed walką, biorąc czynny udział we wszystkich powstaniach narodowych. Opowiadamy, jak podczas I wojny światowej wielkopolscy chłopcy w pruskich mundurach składali przysięgę na wierność niemieckiemu cesarzowi i na frontach (choćby pod Verdun czy nad Sommą) uczyli się wojennego rzemiosła. I wreszcie pokazujemy bardzo ważny moment – co się działo w Wielkopolsce między 11 listopada 1918 r., kiedy w Warszawie była już Niepodległa, my byliśmy wciąż częścią państwa pruskiego, a 26 grudnia 1918 r., gdy przyjechał do Poznania Ignacy Jan Paderewski i podpalił tę beczkę z prochem.

Chcemy pokazać specyfikę, wyjątkowość wielkopolskiej drogi do niepodległości. Że jesteśmy pragmatyczni, pracowici, obowiązkowi, dobrze zorganizowani, szanujący prawo

Spora dawka wiedzy, a dopiero doszliśmy do wybuchu powstania…

– Muzeum kosztuje sporo publicznych pieniędzy. Można było za znacznie mniej środków przypudrować i upiększyć Odwach, dodając nieco nowoczesnych urządzeń. Skoro jednak mamy możliwość takiej szerszej opowieści, musimy pokazać nie tylko sam okres powstania, ale też to, co działo się wcześniej i później. Żeby zrozumieć, o jaką Polskę walczyli powstańcy, za jaką ojczyznę byli gotowi zginąć. Można by oczywiście zacząć od grudnia 1918 roku i „ciachnąć” narrację na Trewirze czy na Wersalu, ale to byłoby tak, jakbyśmy oglądali historię i świat przez dziurkę od klucza. To byłaby zmarnowana szansa i okazja.

Skoro nie „ciachamy”, to o czym – poza oczywiście samym powstaniem – jeszcze opowiemy?

– O Armii Wielkopolskiej walczącej w wojnie polsko-bolszewickiej, o naszych chłopcach pod Lwowem, Bobrujskiem, Kijowem, ratujących Warszawę w czasie słynnego Cudu nad Wisłą, o chłopakach bijących się w powstaniach śląskich, o dwudziestoleciu międzywojennym widzianym przez pryzmat Powszechnej Wystawy Krajowej i utworzenia Uniwersytetu Poznańskiego. Symbolicznie tę historię kończymy w Forcie VII, który był „obozem krwawej zemsty” Niemców za to, że im odebraliśmy w powstaniu Wielkopolskę, a także na dołach śmierci w Katyniu, gdzie zginęło wielu żołnierzy-powstańców. Zwieńczeniem wystawy będzie natomiast pokazanie w symboliczny sposób naszej radości ze zwycięstwa.

Chyba nie ma drugiej takiej rzeczy, która – tak jak powstanie – łączyłaby Wielkopolan w poczuciu dumy. Przy okazji informacji o początku budowy nowego muzeum znalazłem jednak i takie opinie internautów: „po co marnować miliony złotych na to, żeby znów grzebać się w historii, zamiast patrzeć do przodu”. Co by pan odpowiedział autorom takich stwierdzeń?

– Drogi, wodociągi, szkoły, szpitale – wszystko to musi powstawać, wszystko jest ważne, i zawsze będzie na coś brakować pieniędzy. Przez dziesięciolecia od upadku „komuny” nadgoniliśmy w dużej mierze te zapóźnienia infrastrukturalno-cywilizacyjne. Zaczęliśmy częściej jeździć po świecie, kupujemy coraz lepsze samochody i smartfony, zimy spędzamy w górach na nartach. Staliśmy się częścią cywilizowanego, europejskiego społeczeństwa, które pragnie zaspokajać różne potrzeby, także te związane z kulturą, spędzaniem wolnego czasu. I tak, jak chcemy pojechać dobrą drogą, leczyć się w nowoczesnym szpitalu, pójść do dobrej restauracji, tak – jestem przekonany – chcemy odwiedzić dobre, nowoczesne muzeum, które opowiada o ważnej dla nas i dla całej Polski historii. I które, jak zakładamy, będzie odwiedzać rocznie nawet 250 tysięcy osób. To nigdy nie są wyrzucone czy zmarnowane pieniądze! Jak powiedział marszałek Marek Woźniak: „Dumni z dziedzictwa, podjęliśmy się zbudowania nowego gmachu muzeum. W poczuciu głębokiej wdzięczności wobec pokolenia najdłuższej wojny nowoczesnej Europy”. Jako publiczne muzeum jesteśmy depozytariuszami historii, artefaktów, mamy obowiązek edukować kolejne pokolenia. I wreszcie – musimy mądrze pokazać, kim jesteśmy jako naród i skąd przychodzimy, żeby umieć odpowiedzieć na pytanie, dokąd chcemy iść dalej.

Daję takie porównanie… Jesteśmy dumni, że mamy wart grube miliony sprzęt wojskowy w postaci samolotów F-16 i świetnie wyszkolonych pilotów, którzy potrafią ten sprzęt obsługiwać. Dla mnie jest ważne, czy ten pilot, który w razie potrzeby naciśnie przycisk zwalniający lecące na kogoś bomby i uruchomi w pewnym sensie tę machinę śmierci, będzie wiedział, w imię czego to robi. On musi znać swoją historię, utożsamiać się ze swoją ojczyzną, mieć mocny system wartości. Mamy takie piękne hasło w naszej misji nowego muzeum, które niech będzie puentą: „Zwyciężamy, bo pamiętamy!”.

Autor: ARTUR BOIŃSKI

BIEŻĄCE WYDANIE

Czerwiec 2025