Jak to w kamienicy

Lotnicze zdjęcie poznańskiego Rynku

O tym, jak w dawnym Poznaniu budowano domy miejskie.

W powszechnym rozumieniu kamienica to masywny budynek postawiony z cegły i kamienia (właśnie!), gwarantujący odpowiedni standard bytowania, a nawet nobilitujący mieszkańców przede wszystkim w mieście. Ze standardem różnie bywało, ale to zależało od czasu i miejsca budowy.

Kiedyś kamienica była nazywana po prostu domem miejskim. Początkowo konstrukcji drewnianej lub szachulcowej, z czasem, w miarę utrwalenia się materialnej pozycji mieszkańców, przekształcała się w budynek murowany, stawiany według ściśle określonych reguł. Miała służyć rzemieślnikowi i kupcowi jako miejsce pracy, handlu i mieszkanie świadczące o statusie rodziny – z częścią reprezentacyjną i prywatną.

Od XV wieku w Poznaniu zaczęły przeważać domy murowane. Jednak życie ich mieszkańców w dużej mierze zależało od zawodu właściciela. Handel i praca zawodowa odbywały się w tak zwanych budach w przestrzeni handlowej rynku. Do dziś w domach budników (choć zrekonstruowanych) widać mechanizm ich funkcjonowania: na parterze odbywał się handel, a okiennica – płyta zasłaniająca okno od rynku – spełniała też funkcję lady sklepowej. Poza tym interesant i przechodzień mógł z zewnątrz przyglądać się pracy czeladników i uczniów, co umacniało przekonanie o rzetelności wykonywanej czynności, a w razie nieobecności majstra – dyscyplinowało pracowników. Tę zasadę przedstawiono w miniaturach do słynnego krakowskiego kodeksu Baltazara Behema z przełomu wieków XV i XVI.

Browar pod ręką

Od samego początku pierzeje rynku poznańskiego zostały podzielone łącznie na 64 parcele (po 16 z każdej pierzei) o wymiarach 7-8 x 34-43 m każda. Układ ten zachowany jest do dziś i widoczny na znanej rycinie Brauna i Hogenberga z 1617/1618 roku. Każda kamienica oddzielona była od sąsiadów murem. Na części przylegającej do rynku stał sam budynek – wysokością nieprzekraczający kilku kondygnacji. Próby postawienia kamieniczki wyższej od innych byłyby naruszeniem zasady równości obywatelskiej. Ozdobić siedzibę z zewnątrz, wyposażyć wnętrze można było według uznania – ale nie wolno się było wywyższać. Piwnice wykorzystywano jako magazyny, tak jak tylną część budynku, a wtedy można było front parteru zaadaptować na cele handlowe. Na pierwszym piętrze mieściły się pomieszczenia reprezentacyjne, często artystycznie zdobione, do dziś zachowujące swój styl, a na drugim i następnym – prywatne pokoje mieszkańców.

Parcela była podzielona na część mieszkalną z kamienicą oraz część gospodarczą z pomieszczeniami magazynowymi, stajniami, wozownią, podręcznym browarem (piwo, obok wody, było w owym czasie głównym napojem) i różnymi komórkami. Niekiedy wzdłuż muru działowego prowadził drewniany ganek umożliwiający dotarcie do pomieszczeń gospodarczych w razie niepogody.

Co pod ziemią?

Pośrodku dziedzińca mieściły się studnia i położony niedaleko dół kloaczny, spełniający równocześnie funkcję śmietnika. Nie posiadano wówczas wiedzy o drobnoustrojach i higienie, co skutkowało rozprzestrzenianiem się chorób. Ale dziś odkrycie dawnego dołu kloacznego stanowi bezcenne znalezisko dla archeologów, gdyż właśnie tam przechowało się najwięcej dobrze zachowanych przedmiotów codziennego użytku, również dzięki rozwijającym się tam bakteriom. O tym, że występują tam one do dziś, po kilkuset latach, świadczy fakt, że badacze mogą w tych dołach pracować tylko przez pewien czas. Z kolei młodzieży biegającej po dawnych podwórkach kamienicznych wydaje się, że znajdują się w nich tajemnicze podziemia. Tymczasem przyczyna powstania tych dołów jest bardziej prozaiczna. Ziemia raz przekopana będzie już na zawsze miała naruszoną strukturę.

W dwudziestoleciu międzywojennym też powstawały kamienice budowane w ciągu zabudowy ulicznej, zaprojektowane m.in. przez Władysława Czarneckiego, ale stopniowo zaczęto odchodzić od szeregowego stawiania domów. Kamienice jednak przetrwały, stanowiąc świadectwo przemian i chwały miasta.

Z okołorynkowymi kamieniczkami Poznania (i każdego innego starego miasta) wiąże się jeszcze jedna tajemnica. Gdybyśmy chcieli dotrzeć do powierzchni rynku z czasów średniowiecza, należałoby obniżyć poziom terenu o 2,5-3 m. Przez wieki, w związku z nanoszeniem ziemi, różnymi przedmiotami, skutkami pożarów, narosła tak zwana warstwa kulturowa. W efekcie dzisiejsze piwnice kamieniczek były kiedyś parterami, a obecny parter – pierwszym piętrem itd. Jednak główne wejścia były przed wiekami te same, co dzisiaj. Mieszkańcy musieli do swych mieszkań wchodzić przedprożami. Nie wiemy, jak one wyglądały, ale można odwołać się do wyglądu współczesnej gdańskiej ulicy św. Jana.

Łączone w pałace

Wraz z upływem czasu przedstawiciele rodów magnackich zaczęli wykupywać poznańskie kamieniczki. Okazywało się jednak, że mieszczańska siedziba bywała zbyt ciasna dla potrzeb przedstawiciela możnego rodu i kamieniczki łączono, a następnie przebudowywano na pałace. Taki los spotkał m.in. domy mieszczańskie w zachodniej części rynku, gdzie powstał pałac Gurowskich (potem Działyńskich) i w północnej – pałac Mielżyńskich. W tym pierwszym w taki sposób zaprojektowano sień wewnętrzną, że w układzie z dwoma wjazdami przypominał schemat wjazdu i gazonu, swoistego ronda komunikacyjnego, z pałacu pozamiejskiego.

Każda z kamieniczek poznańskiego Starego Miasta, zwłaszcza otaczających Stary Rynek, jest udokumentowana, ma swoją historię (niekiedy fascynującą) i opis, o każdej można by długo opowiadać. Proces ich naturalnych, w miarę upływu czasu, przekształceń został przerwany w 1945 roku, gdy Stare Miasto w Poznaniu przypominało ruiny Warszawy, Gdańska czy Wrocławia. Tragedia ludzi i ich domów umożliwiła jednak przekształcenie reprezentacyjnej części miasta i swoisty „powrót do korzeni” sprzed kilkuset lat. Pojawił się problem, jaką formę po odbudowie ze zniszczeń wojennych ma przyjąć Stary Rynek. Zgodnie z planami i decyzją prof. Zbigniewa Zielińskiego ostatecznie przyjęto w ogólnym uproszczeniu XVIII-wieczną formę Starego Miasta.

Ach, ta secesja!

Przełom XIX i XX wieku był czasem wielkich zmian w Cesarstwie Niemieckim – także na ziemiach byłego zaboru pruskiego. Przekształcano systemy administracyjny, polityczny, gospodarczy, ale także zmieniał się wygląd miast. Ogromne reparacje uzyskane od Francji po przegranej wojnie w 1870 roku zapoczątkowały prawdziwy boom inwestycyjny. Do Poznania przyłączono kolejne tereny podmiejskie, w samej stolicy Wielkopolski zniesiono większość fortyfikacji poligonalnych, a na wolnym terenie założono Dzielnicę Zamkową. Wokół zaczęły powstawać ciągi kamienic budowanych w nowym stylu, secesyjnym. Styl ten, przez pewien czas po drugiej wojnie światowej traktowany jako przejaw kiczu i bezguścia, z czasem został doceniony.

Ciąg ulicy Jasnej (czyli F.D. Roosevelta), ulicy Matejki, pojedyncze kamienice secesyjne w ścisłym centrum miasta, a także w ciągach wylotowych, np. na Wildzie i na Jeżycach, zachwycały charakterystycznymi zdobieniami; de facto nie istnieją dwie identyczne secesyjne kamienice. Nowoczesne i funkcjonalne jak na tamte czasy, od strony frontowej bardzo ozdobne, od strony podwórza były (i są) proste i surowe. Sławni stali się też architekci, m.in. Paul Pitt, Emil Asmuis, Max Johow czy Oskar Hoffmann, a także Polak Roger Sławski, niezrównany odtwórca dawnych stylów architektonicznych. Na Łazarzu, przy ulicy Strusia, zbudowano, według projektu Hermanna Böhmera i Paula Preula, charakterystyczną neogotycką kamienicę Margarethy Grüder. Pomimo zniszczeń wojennych w architekturze poznańskich kamienic można spotkać prawdziwe perełki.. 

W dwudziestoleciu międzywojennym też powstawały kamienice budowane w ciągu zabudowy ulicznej, zaprojektowane m.in. przez Władysława Czarneckiego, ale stopniowo zaczęto odchodzić od szeregowego stawiania domów. Kamienice jednak przetrwały, stanowiąc świadectwo przemian i chwały miasta.

 

 

Autor: MAREK REZLER

BIEŻĄCE WYDANIE

Kwiecień 2024