Obieżyświat z Rogalina
Przygody Krzysztofa Arciszewskiego mogą posłużyć za kanwę książek i filmów.
Jednym z mitów dotyczących Wielkopolski jest przekonanie o sumienności i rządności jej mieszkańców, ich przywiązaniu do prawa aż do… braku polotu i elastyczności. Nie zawsze tak było. W dziejach Polski pojawiali się bohaterowie, którzy, oględnie mówiąc, bywali na bakier z prawem i gdyby nie konieczność natychmiastowego opuszczenia przez nich ziem polskich, mało kto by o nich usłyszał. Okoliczności zmusiły ich po prostu do działania.
Taki los był udziałem bohatera Polski i Stanów Zjednoczonych Kazimierza Pułaskiego, który w 1771 roku musiał uchodzić z kraju za przewodniczenie zamachowi na króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Słynny geolog i podróżnik Paweł Edmund Strzelecki wcześniej musiał opuścić ziemie polskie za zaangażowanie w powstaniu listopadowym. Spośród Wielkopolan taką osobą był Krzysztof Arciszewski, podróżnik, artylerzysta, człowiek niespokojny duchem i właśnie jako taki został utrwalony w polskiej tradycji i historii.
Pieniądze Jaruzela
Początkowo nic na to nie wskazywało. Krzysztof Arciszewski urodził się 9 grudnia 1592 roku w Rogalinie, w rodzinie Eliasza Arciszewskiego herbu Prawdzic, pastora braci polskich w Śmiglu, i Heleny z Zakrzewskich. Rzetelne wykształcenie zdobywał w szkole braci polskich w rodzinnej miejscowości, a od 1608 roku we Frankfurcie nad Odrą. W latach 1621-1622 Krzysztof Arciszewski uczestniczył w wyprawie inflanckiej hetmana polnego litewskiego Krzysztofa Radziwiłła przeciw Szwedom.
Dobrze zapowiadającą się karierę dworską przerwał ponury incydent z 19 kwietnia 1623 roku. Bracia Eliasz i Krzysztof Arciszewscy zadłużyli się u prawnika Kacpra Jaruzela Brzeźnickiego na kwotę, która doprowadziła ich do ruiny, a wierzyciel przejął prawie wszystkie ich posiadłości. Pod Kościanem obydwaj ze służbą napadli na jurystę wracającego z sejmiku w Środzie. Gdy Brzeźnicki odmówił zrzeczenia się przejętego majątku, został bestialsko zamordowany, a jego ciało porzucono na drodze.
Podobne regulowanie sporów między szlachtą i urzędnikami nie było w Rzeczypospolitej niczym nadzwyczajnym, niezależnie od ziemi i regionu – podobne były też konsekwencje takich czynów. Bracia Arciszewscy zostali przez Trybunał Koronny skazani na infamię (utratę czci i dobrego imienia) i wieczystą banicję, czyli wygnanie z kraju. Obydwaj w marcu 1623 roku wyjechali do Gdańska, skąd statkiem popłynęli do Hagi. Eliasz zaciągnął się do wojska holenderskiego, Krzysztof zaś podjął w Lejdzie studia w zakresie inżynierii wojskowej, nawigacji i artylerii.
Gaston na tron?
Już w 1624 roku zaczął eksperymentować. W pobliżu wybrzeża Morza Północnego uczestniczył w udanej próbie nurkowania i chodzenia po dnie morza w dość prymitywnym konstrukcyjnie skafandrze lub tylko w hełmie. W następnym roku Arciszewski jako ochotnik uczestniczył po holenderskiej stronie w wojnie przeciwko Hiszpanii i wchodził w skład odsieczy oblężonej Bredy.
Pod koniec 1625 roku udało się dojść do porozumienia między Arciszewskimi i rodziną zamordowanego Brzeźnickiego, przy wydatnej finansowej pomocy księcia Krzysztofa Radziwiłła. Wygnani bracia Arciszewscy mogli wrócić do swych włości, ale zamiłowanie Krzysztofa do przygód pozostało w nim na zawsze.
Zachował więź z książęcym protektorem i zaczął wykonywać powierzone mu tajne misje zagraniczne w Kurlandii, Holandii i we Francji. Zadanie to skończyło się dla niego niezbyt szczęśliwie: został wplątany w intrygę, za pomocą której po śmierci Zygmunta III Wazy na tronie polskim miał zasiąść Gaston, książę Orleanu. Oburzony król zamknął przed Arciszewskim drogę powrotu do kraju i podjął próbę aresztowania go poza granicami Rzeczypospolitej.
Pomnik w Pernambuco
Krzysztof Arciszewski uczestniczył u boku Francuzów w tłumieniu buntu hugenotów, potem w oblężeniu La Rochelle (1627-1628). Szybko dał się poznać jako uzdolniony dowódca i fortyfikator. Zaczął być poszukiwany jako cenny najemnik – oficer.
Był niespokojnym duchem, żądnym przygód i wszędzie umiejącym znaleźć miejsce dla siebie
Rozpoczął służbę w Kompanii Zachodnioindyjskiej i na czele oddziału wojska ruszył w kierunku Brazylii, w składzie floty liczącej 65 okrętów, która miała dokonać odbicia tego kraju z rąk Portugalczyków. W trakcie kampanii przybysz z Polski ujawnił swój talent organizacyjny i wojskowy, najpierw podczas oblężenia Olindy, a potem Recife. Doszedł do stopnia pułkownika armii holenderskiej i stanowiska naczelnego wodza wojsk lądowych tego kraju w Brazylii, a później admirała. Jego działania w tym kraju obfitowały w akcje awanturnicze, wymagające pomysłowości i determinacji. W Pernambuco stanął upamiętniający go pomnik, Arciszewski został wyróżniony złotym łańcuchem honorowym i okolicznościowym medalem wybitym na jego cześć. Sława jego czynów rozeszła się po Europie, dotarła też do Polski.
Z czasem jednak w Brazylii zakończyła się dobra passa Arciszewskiego. W wyniku intryg musiał odejść z zajmowanych stanowisk i osiąść w Amsterdamie. Pisał wspomnienia, zajmował się poezją, tworzył traktaty podsumowujące jego doświadczenia geograficzno-kartograficzne, a nawet napisał traktat na temat leczenia podagry.
W obronie Zbaraża
Wreszcie podjął decyzję powrotu do Polski. Zapomniano o jego przewinieniach, a król Władysław IV wydał glejt, czyli list żelazny.
Arciszewski potrzebny był w kraju jako doświadczony wojskowy. Objął stanowisko starszego nad armatą, czyli został naczelnym dowódcą artylerii polskiej. Był to czas ciężkich walk z Kozakami i Tatarami, klęsk pod Żółtymi Wodami i Korsuniem. Krzysztof Arciszewski sumiennie zabrał się do wykonywania swych zadań, zmodernizował arsenały artyleryjskie w Malborku, Pucku, Warszawie, we Lwowie, w Krakowie, Barze i Kamieńcu Podolskim. Wysiłki te w dużej mierze zostały zmarnowane w wyniku bitwy pod Piławcami, gdzie polskie wojska utraciły wszystkie działa.
Kolejny władca Polski, Jan Kazimierz już tak nie cenił dzielnego awanturnika i dowódcy. Mimo że Arciszewski chwalebnie uczestniczył w obronie Zbaraża i skutecznie dowodził obroną Lwowa, popadł w konflikt z marszałkiem Jerzym Ossolińskim. Powtórzyła się sytuacja z Brazylii; Arciszewski dostał się w wir intryg, kwestionowania kwalifikacji i zasług. Ugoda zborowska, jego zdaniem kapitulancka i w gruncie rzeczy przegrana, podpisana z Chmielnickim, ostatecznie zniechęciła go do służby w armii.
Zmęczony, nękany chorobami, Krzysztof Arciszewski w 1650 roku złożył dymisję i osiadł w majątku swego stryja pod Gdańskiem, gdzie zmarł sześć lat później. Pochowano go w zborze braci czeskich w Lesznie. Ale i po śmierci nie zaznał spokoju. Jego (i rodziców) szczątki spłonęły w wielkim pożarze Leszna spowodowanym przez oddziały Krzysztofa Grzymułtowskiego, w ramach rewanżu za współpracę protestanckich mieszczan z oddziałami szwedzkimi w czasie potopu szwedzkiego.
Książki – jego i o nim
Krzysztof Arciszewski pozostawił po sobie bogatą spuściznę literacką (między innymi wiersze i pamiętniki), choć tylko jej część zachowała się do dzisiaj. To utwory napisane specyficznym stylem, typowym dla jego epoki, zdradzające żywe zainteresowanie otaczającym światem i ludźmi z innych kultur.
Czy był awanturnikiem? Wiele zależy od tego, jak na Arciszewskiego spojrzymy. Na pewno był niespokojnym duchem, żądnym przygód i wszędzie umiejącym znaleźć miejsce dla siebie. Nie był wyjątkiem w swoich czasach, kiedy jeszcze nie obowiązywały obecne kryteria patriotyzmu, narodu i jednoznacznego przywiązania do państwa. Na pewno nie należał do osób sławiących chwałę narodu i oręża polskiego. Był na swój sposób obywatelem świata – nie pierwszym ani jedynym w jego czasach.
Postać Krzysztofa Arciszewskiego, podobnie jak losy Maurycego Beniowskiego, interesowały literatów. Był bohaterem trylogii Michała Rusinka („Wiosna Admirała”, „Muszkieter z Itamariki”, „Królestwo pychy”) i trzech książek Jerzego Bohdana Rychlińskiego. Poświęcono mu też film dokumentalny.
Autor: MAREK REZLER