Polityk o groźnym nazwisku
Zanim sto lat temu został dyktatorem III powstania śląskiego, zasłużył się działalnością w Wielkopolsce.
Mało kto, poza językoznawcami, wie dziś, że Korfanty to na Górnym Śląsku… jedna z nazw diabła. Czy jeden z najsłynniejszych działaczy politycznych schyłku zaborów i w II Rzeczypospolitej – Wojciech Korfanty – może budzić takie skojarzenia? U niektórych przeciwników politycznych z pewnością tak, ale zasługi dla Polski miał ogromne. Jego życiorys był barwny, w pełni zasługujący na film.
Kłopoty w szkole
Urodził się 20 kwietnia 1873 roku w osadzie Sadzawki (Siemianowice Śląskie) w rodzinie górnika. Od dzieciństwa wychowywany był w polskim duchu, już w szkole sprawiał kłopoty nauczycielom. W czasie nauki w gimnazjum w Katowicach założył zakonspirowane polskie koło, a w 1895 roku został relegowany za krytyczne wypowiedzi o kanclerzu Ottonie von Bismarcku. Ostatecznie dzięki protekcji Józefa Kościelskiego, posła do parlamentu, eksternistycznie zdał egzamin maturalny i rozpoczął studia w Charlottenburgu, na wydziale prawa i ekonomii. Z przerwami uczył się aż do 1901 roku. W 1902 roku uczestniczył w reaktywacji katowickiego koła Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół”.
Niemal od razu rozpoczął działalność polityczną. W latach 1901-1908 współpracował z Romanem Dmowskim w Lidze Narodowej; potem odszedł z endecji, związany był z chrześcijańską demokracją. Na łamach redagowanego przez siebie „Górnoślązaka” zdecydowanie deklarował się po stronie polskiej ludności regionu, za co musiał odbyć karę więzienia, ale zyskał ogromną popularność, która w 1903 roku zaprowadziła go na fotel posła do Reichstagu, a potem pruskiego Landtagu.
Mowa w sejmie
W czerwcu 1918 roku znów był w sejmie Rzeszy i od razu dał się poznać jako zdecydowany orędownik odrodzenia wolnej Polski, z Górnym Śląskiem, Wielkopolską i częścią Pomorza w jej granicach, co zaprezentował w słynnej mowie z 25 października. Cesarstwo było wtedy już zbyt słabe, by wyciągnąć wobec niego konsekwencje. Wcześniej, oględnie mówiąc, nie cieszył się sympatią środowisk niemieckich, co znalazło odbicie także w jego życiu osobistym. W wyniku utrudnień nawet związek małżeński musiał zawrzeć poza granicą Niemiec, w Krakowie.
W Poznaniu w maju 1909 roku uczestniczył w powołaniu Polskiego Towarzystwa Demokratycznego, które w założeniu miało jednoczyć żywioł polski w zaborze pruskim i na Górnym Śląsku; z Wielkopolski w tym gremium byli m.in.: Bernard Chrzanowski, Antoni Chłapowski, Jan Zabłocki i Leon Nawrocki z Krotoszyna.
Przełomem była jesień 1918 roku, gdy w listopadzie zawarto rozejm w Compiègne, a wkrótce potem Wojciech Korfanty dostał się w wir walki politycznej toczonej przez stronnictwa odradzającego się kraju. Jak zwykle był niepokorny, zadziorny, otwarcie wypowiadający swoje zdanie. Stał się w Warszawie jednym z głównych politycznych antagonistów Józefa Piłsudskiego, zwolennikiem kierunku narodowego przyszłego rządu. Dał się poznać jako doskonały mówca wiecowy, niecofający się przed demagogią, umiejący lawirować. Wiele wskazywało na to, że wejdzie w skład rządu, być może jako premier. Z czasem jednak zaczęły się gorszące zajścia, demonstracje obydwu stron, a 1 grudnia 1918 roku omal nie doszło do starć w Warszawie. Korfanty nie miał tu czego szukać i jeszcze tego samego dnia wyjechał do Poznania.
Gdy Polska Śląsk odebrała, z oficjalnych jej czynników nikt mi ani słówkiem za moją pracę nie podziękował, ani jednego wyrazu uznania pod moim adresem nie wypowiedział
Komisarz ludowy
Poznański okres życia Wojciecha Korfantego, obejmujący lata 1918-1919, w świetle innych kierunków aktywności tego działacza traktowany jest marginesowo. Jednak w Poznańskiem wykonał on wielką pracę polityczną i organizacyjną. Obawiając się represji ze strony Niemców na Górnym Śląsku, sprowadził do Poznania rodzinę i zamieszkał przy dzisiejszej ulicy Aleksandra Fredry 8a (niegdyś była to siedziba banku Deutscher Pfandbriefanstalt), w domu zajmowanym obecnie przez Zakład Elektronicznej Techniki Obliczeniowej.
W początkach grudnia 1918 r. wszedł w skład Komisariatu Naczelnej Rady Ludowej, obok ks. Stanisława Adamskiego i Adama Poszwińskiego; później dołączyli też inni. Podlegały mu sprawy związane z polityką, a po wybuchu powstania – także wojsko. W pierwszym okresie był jednak zwolennikiem taktyki przyjętej przez cały Komisariat: czekania na decyzje konferencji pokojowej, powstrzymywania radykalnych działań dążących do walki zbrojnej z Niemcami, uwzględniania skierowania do Poznania przez rząd warszawski osoby odpowiedniej na stanowisko naczelnego dowódcy, gdyby doszło do walki. Uczestniczył w patriotycznych wiecach, ale nie wzywał do radykalnych działań. Towarzyszył Ignacemu Janowi Paderewskiemu w podróży z Gdańska do Poznania 26 grudnia 1918 roku.
Zwodził delegatów
Z chwilą wybuchu powstania, Wojciech Korfanty stał się jedną z najaktywniejszych i najwyraźniej widocznych postaci polskiego życia politycznego w Poznaniu. Jako osoba odpowiedzialna za sprawy polityczne, uczestniczył w rokowaniach polsko-niemieckich w Inowrocławiu, 2 stycznia 1919 roku i dwa dni później w Bydgoszczy. Wobec słabości militarnej ówczesnych Niemiec, zgodnie z polityką Komisariatu, lawirował i zwodził delegatów niemieckich wolą podporządkowania swoich decyzji postanowieniom Paryża, równocześnie pozostawał gorącym orędownikiem tworzenia polskiego wojska w regionie. Był bardzo zaangażowany w sprawy wojskowe; dziś można go zobaczyć na większości zachowanych zdjęć z tamtego czasu, przedstawiających uroczystości wojskowe. Postawny, wyróżniający się powierzchownością i sylwetką, zauważalny jest od razu. Na pewno był jedną z najbarwniejszych postaci politycznych Poznania owego czasu.
W końcu lutego 1919 roku jednak odrzucił plan przeniesienia powstania na Pomorze, który jednak znacznie osłabiłby i tak nie największe siły polskie w regionie; był zwolennikiem zajęcia tych obszarów przez wojska gen. Józefa Hallera, które miałyby nadejść z Francji. Między 3 i 5 lutego 1919 r. W. Korfanty był delegatem Naczelnej Rady Ludowej na rokowania z rządem niemieckim w Berlinie, m.in. w ich wyniku do Wielkopolski została skierowana Misja Sojusznicza. Ostatecznie 16 lutego Wielkopolska została dopisana do aktu przedłużenia rozejmu, podpisanego w Trewirze.
Śląsk w powstaniu
Szybko też wrócił do walki w Warszawie. Od tej pory swą aktywność Korfanty zdecydowanie skoncentrował na sprawach rodzinnego Górnego Śląska. Od 1920 roku był Polskim Komisarzem Plebiscytowym, ale początkowo nie należał do zwolenników rozstrzygnięć zbrojnych. Sto lat temu, w 1921 roku, został dyktatorem III powstania śląskiego i pełniona przez niego funkcja nie powstrzymała go od podejmowania kontrowersyjnych działań i konieczności podjęcia walki z politycznymi przeciwnikami, którzy, najczęściej sterowani z Warszawy, starali się ograniczyć jego wpływy na Śląsku.
Walka trwała też po lipcu 1921 roku i po zakończeniu powstania na Śląsku. Korfanty, jako zadeklarowany przeciwnik socjalistów i Józefa Piłsudskiego, nie miał łatwego życia w parlamencie, do którego startował jako chrześcijański demokrata. W 1922 roku omal nie objął teki premiera. Kilka lat później, w wyniku oszczerstw, został postawiony przed sądem. Na Śląsku na czele województwa stanął inny powstaniec śląski – socjalista, Michał Grażyński, jawny wróg Korfantego. W 1930 roku został oskarżony w osławionym procesie brzeskim, ale ciągle był zagrożony aresztowaniem. Wreszcie wyjechał do Pragi, a potem związał się z opozycyjnym wobec sanacji Frontem Morges. W 1939 roku wrócił do Polski. Natychmiast został aresztowany i osadzony na warszawskim Pawiaku. Zmarł w nie do końca jasnych okolicznościach (podejrzewano zatrucie arszenikiem) 17 sierpnia 1939 roku. Spoczął na cmentarzu w Katowicach.
Z chwilą wybuchu powstania Wojciech Korfanty stał się jedną z najaktywniejszych i najwyraźniej widocznych postaci polskiego życia politycznego w Poznaniu
Dusza rogata
Wojciech Korfanty znał swoją wartość, twierdził m.in., że „gdy Polska Śląsk odebrała, z oficjalnych jej czynników nikt mi ani słówkiem za moją pracę nie podziękował, ani jednego wyrazu uznania pod moim adresem nie wypowiedział”. Był też zdania, że przynależność do Polski zawdzięczają mu Katowice. Niespokojny duchem, zadziorny, wywoływał niepokój wszędzie, gdzie tylko się pojawił. Do dziś na Górnym Śląsku jest niekwestionowanym bohaterem, barwną postacią, jego postawa jest oceniana w niekończących się analizach i dyskusjach. Duszą rogatą, ale i wielce sympatyczną, wielce zasłużoną dla polskości regionu.
W Poznaniu na domu przy ulicy Fredry 8a odsłonięto poświęconą Korfantemu tablicę, a na Wildzie, na osiedlu Powstańców Śląskich, znajduje się ulica jego imienia.
Autor: MAREK REZLER