Przez wieki z poznańskimi Żydami
Jak kształtowało się to sąsiedztwo na przestrzeni kilkuset lat w stolicy Wielkopolski?
Stosunek do Żydów i kwestia żydowska od wieków budzą emocje, a niekiedy są świadectwem, podstawą do oceny ludzi, którzy w tej sprawie zabierają głos.
Odrębność kulturowa, religijna, językowa i obyczajowa, czasami też mentalnościowa – ciekawi, niepokoi, budzi emocje. W historii często prowadziła do niepokojów, a nawet do tragedii, do wygnań, pogromów, posądzeń o nieprawdopodobne praktyki rytualne. Żydzi byli dogodnym obiektem do wysuwania oskarżeń o wszelkie zło tego świata. A jednak trwali, ich obecność była silnym akcentem kulturowym i ekonomicznym. Niektórzy, w różnym okresie, izolowali się i podkreślali swoją odrębność, ale też nie wolno zapominać, że duża część polskiej kultury i nauki jest dziełem osób pochodzenia żydowskiego.
Tragiczne doświadczenia z II wojny światowej i okresu tuż powojennego też pozostawiły trwały, ponury ślad na dziejach Żydów europejskich i polskich. Przez wieki nieposiadający własnego państwa, musieli znaleźć miejsce dla siebie w różnych krajach – ale niemal zawsze dbając o zachowanie odrębności kulturowej i religijnej.
Statut z Kalisza
Społeczność żydowska stanowiła mocny akcent w polskich (i nie tylko polskich) miastach, gromadziła rzemieślników, kupców i – później – przedstawicieli wolnych zawodów. Na ziemiach polskich autonomiczny status Żydów regulował statut kaliski – akt prawny wydany 16 sierpnia 1264 roku przez Bolesława Pobożnego, potwierdzony w 1331 roku przez Kazimierza Wielkiego, w 1453 roku przez Kazimierza Jagiellończyka i w 1539 roku przez Zygmunta Starego. Był to czas, gdy społeczność żydowska, przepędzana z Niemiec, Francji i Czech, szukała schronienia w innych państwach.
W Poznaniu Żydzi osiedlili się przypuszczalnie już w połowie XIII wieku. W następnym stuleciu mieli własną synagogę i stanowili odrębną gminę – jedną z najsilniejszych i najważniejszych na ówczesnych ziemiach polskich. Z czasem stali się ważną częścią struktury gospodarczej miasta. Dzielnicę żydowską zlokalizowano w północnej części Poznania, w rejonie ulic Stawnej, Wronieckiej i Sukienniczej (obecnej właśnie Żydowskiej). W innych częściach miasta nie wolno im się było osiedlać – zresztą sami dbali o zachowanie swej odrębności.
Poznańska gmina żydowska zrzeszała też ludzi o dużym potencjale intelektualnym, a także organizacyjnym. Już w XV wieku Poznań razem z gminami w Krakowie, we Lwowie i w Lublinie wchodził w skład tzw. Tetrapoli, późniejszego Sejmu Czterech Ziem, który aż do 1764 roku był kolegialną zwierzchnią władzą wszystkich gmin żydowskich w Polsce.
Ciasno i gęsto
Życie w dzielnicy żydowskiej nie należało do łatwych doświadczeń. Najdokuczliwsze były ciasnota i gęsta zabudowa, które sprawiały, że wiele pożarów, które nękały Poznań, rozpoczynało się w północnej części miasta.
Generalnie nie postrzegano ich dobrze, panowało powszechne przekonanie o ich wielkim bogactwie (skłaniającym osoby z zewnątrz do rabunku). Sprawiało to, że Żydzi niechętnie wpuszczali do siebie ludzi z zewnątrz – nawet w razie kataklizmu. Po jednym z takich dramatów, w 1590 roku, na dwa lata musieli opuścić swą zniszczoną dzielnicę. Po powrocie szybko ją odbudowali, korzystając z już wcześniej zapewnionej opieki prawnej ze strony monarchy. Żydzi po prostu było potrzebni monarsze i części mieszczaństwa, jako silne oparcie ekonomiczne i źródło stałych wpływów do kasy państwa.
Nie przeszkadzało to jednocześnie w organizowaniu pogromów, opartych na posądzeniach i szkalujących opowieściach (między innymi o mordach rytualnych), a w latach trzydziestych XVI wieku rozważano przesiedlenie Żydów na jedną z wysp na Warcie. Już w 1399 roku doszło do rozpowszechnienia opowieści o profanacji trzech hostii, jakiej mieli dopuścić się Żydzi, co dało początek tradycji o związanym z tym cudzie. Pogromy były jednym z cyklicznych doświadczeń ludności żydowskiej nie tylko w Poznaniu i nie tylko na ziemiach polskich. Jednak wysoka pozycja poznańskiej gminy była zachowana, były tu szkoły religijne stopnia podstawowego i wyższego (chedery i jesziwy), trzy domy szpitalne oraz łaźnia.
Sława rabina
W XVII i XVIII wieku los poznańskich Żydów niewiele różnił się od losów ludności miasta gnębionej doświadczeniami ciągłych wojen i epidemii. Gmina zubożała, była nękana epidemiami i rabunkami wkraczających wojsk – aż do 1803 roku, gdy po wielkim pożarze miasta zaszła potrzeba nie tylko odbudowy Poznania, ale też uregulowania statusu mieszkańców. Odtąd Żydzi mogli mieszkać w dowolnej części miasta. Wciąż jednak najlepiej czuli się we własnym środowisku i stanowili zwartą wspólnotę kultury, tradycji i religii.
Na ziemiach polskich autonomiczny status Żydów regulował statut kaliski – akt prawny wydany 16 sierpnia 1264 roku przez Bolesława Pobożnego
Z czasem w Poznaniu wizualnie wymieszali się z innymi, zwłaszcza niemieckimi mieszkańcami miasta, lecz zachowali wewnętrzną jedność i odrębność kulturową. Wewnątrz samej gminy dochodziło do rozłamów na tle ideowym, ale zachowano wysoki poziom intelektualny i ekonomiczny. Był to czas, gdy w latach 1815-1837 zabłysnęła sława rabina Akivy Egera, wybitnego talmudysty, obecnie patrona skweru mieszczącego się naprzeciwko synagogi przy ulicy Stawnej. Osoby, która odegrała wielką rolę w zwalczaniu epidemii cholery w Poznaniu w 1831 roku.
Kupcy i rajcy
W rękach żydowskich była duża część przemysłu, handlu i rzemiosła, poznańscy Żydzi wykonywali wiele wolnych zawodów, m.in. lekarskich i prawniczych. Z czasem utrwaliły się kupieckie i bankierskie rody: Kantorowiczów, Aschów, Levinsohnów, Peiperów, Ephreimów, Awerbachów, Munków, a już w 1838 roku drugi co do wielkości bank w Poznaniu założył Michael Kantorowicz. Z czasem w ręce kupieckich rodzin żydowskich przeszło wiele kamienic w Rynku.
Przedstawiciele społeczności żydowskiej już w połowie XIX wieku weszli także do władz miejskich. Z czasem, przed wybuchem I wojny światowej, w radzie miejskiej Poznania zasiadało – obok 33 Niemców i 7 Polaków – aż 16 Niemców wyznania mojżeszowego. Politycznie Żydzi jednak na ogół sprzyjali stronie niemieckiej i po odzyskaniu przez Polskę niepodległości i po zwycięskim Powstaniu Wielkopolskim wielu z nich przekroczyło granicę zachodnią państwa.
Nadal jednak mieli w Poznaniu swoją gminę, na której czele od 1922 roku stał adwokat Marcin Cohn. Poznańska gmina żydowska miała wówczas monumentalną (postawioną w 1907 roku) synagogę przy ulicy Stawnej, dwie synagogi przy ulicach Szewskiej i Dominikańskiej (bardzo interesujące architektonicznie) oraz liczne domy. Żydzi posiadali własne sierocińce, biblioteki i schroniska dla osób starszych. Stanowili ważną grupę poznańskich kupców i rzemieślników, mieli własne szkoły i czasopisma, a także… dwie loże wolnomularskie.
Przypieczętowany los
Wybuch II wojny światowej przypieczętował los także poznańskich Żydów. Okupanci zamknęli i przebudowali synagogę przy ulicy Stawnej. Poznańscy Żydzi zostali w dużej części wywiezieni, m.in. do Grodziska Mazowieckiego, Ostrowa Lubelskiego i Włoszczowej. W Poznaniu zaś urządzono dla nich wielki obóz pracy, wykonywanej m.in. na terenie Malty. Wielu z nich zginęło, co upamiętnia pomnik stojący w pobliżu Multikina, a większość zakończyła swą drogę życiową w obozie zagłady w Chełmnie nad Nerem.
Środowisko żydowskie w Poznaniu zaczęło konsolidować się dopiero w końcu lat dziewięćdziesiątych XX wieku, z inicjatywy Alicji Kobus. Dziś niezbyt liczna gmina żydowska dysponuje odzyskanym budynkiem przy ulicy Stawnej i gmachem synagogi, o którego losie dowiemy się pewnie za jakiś czas. Mocnym dowodem tradycji żydowskich mieszkańców miasta jest również część zachowanego, zniszczonego przez hitlerowców cmentarza przy ulicy Głogowskiej, z zaznaczeniem miejsca pochówku rabina Akivy Egera. Co warto przypomnieć w styczniu, przy okazji corocznych obchodów Dnia Judaizmu w Kościele katolickim.
Autor: MAREK REZLER