Spiskowanie po wielkopolsku
Czy – wbrew obiegowym opiniom – mieszkańcy naszego regionu byli przez lata skłonni do konspiracji?
Tytuł tekstu – zdawałoby się – jest zaskakujący. Wiele zjawisk i wydarzeń można kojarzyć z Wielkopolską, ale spiski, knowania, działania na pograniczu prawa? Przeciwnie, Wielkopolanie mają opinię osób statecznych, spokojnych, jak najdalszych od wzniecania jakichkolwiek buntów. Chyba że nastąpi coś naprawdę wyjątkowego, jak w maju 1920 roku, czy w czerwcu 1956 roku, i wtedy poznaniak „się rusza”. Ale spisek wymagający planowania, zakonspirowanej organizacji? Jak to wyglądało w rzeczywistości? Czy Wielkopolanie zawsze byli rzetelni i sumienni, nie starali się narażać? Kiedyś pisaliśmy o tym, że zdarzały się im mniej lub bardziej jawne wystąpienia przeciwko przedstawicielom władzy centralnej, ale spisek to już inny szczebel niezgody.
Podejrzane średniowiecze
W okresie średniowiecza, zwłaszcza w czasach rozbicia dzielnicowego, pojęcia państwa i lojalności państwowej były zupełnie inne niż dzisiaj. Służyło się konkretnemu panu, razem z nim spiskowało przeciwko rywalowi, a i bunty się zdarzały.
Wydaje się, że jednym z pierwszych przypadków wielkopolskiego spiskowania było domniemane zaangażowanie niektórych rodów wielkopolskich w akcję skierowaną w 1296 roku przeciwko królowi Przemysłowi II. Brandenburczycy dokonali wtedy wypadu przez Noteć na zameczek w Rogoźnie. Próbowano porwać króla i później wymusić na nim ustępstwa polityczne. Przemysł jednak stawił zbrojny opór i w rezultacie nie przeżył napadu. Na setki lat później do rodów Zarembów i Nałęczów przylgnęło oskarżenie o współudział w spisku. Niedawne badania historyków średniowiecza podały jednak w wątpliwość to oskarżenie, które, znając realia epoki, utrzymane było w prawidłach politycznych tamtych czasów.
Za rządów Władysława Łokietka wojewodą poznańskim i starostą generalnym Wielkopolski był Wincenty z Szamotuł. Powierzano mu ważne funkcje i stanowiska, Wincenty uczestniczył w walkach z Krzyżakami, ale już okoliczności zawarcia rozejmu z Brandenburgią (1329-1332) naznaczone były niejasnymi komentarzami. Podejrzewano, choć tego nie udowodniono, że wojewoda działał na dwa fronty.
Inne podłoże miało zachowanie wojewody poznańskiego Maćka Borkowica, który wiele kłopotu sprawiał królowi Kazimierzowi Wielkiemu. Niezwykle ambitny i wrażliwy, nie cofał się przed wystąpieniem zbrojnym i knuciem przeciwko monarsze, co zakończyło się wyrokiem i śmiercią w lochu głodowym zamku Olsztyn koło Częstochowy.
Powstańcze wsparcie
Wielkopolanie mieli swój znaczący udział w powstańczych przygotowaniach 1846 roku, w czasie Wiosny Ludów i powstania styczniowego. Z dzisiejszego punktu widzenia były to działania, których forma mogłaby budzić zdziwienie. Wydarzenia lat 1846 i 1848, w dużej mierze inspirowane przez parysko-londyńskie kręgi Towarzystwa Demokratycznego Polskiego, były niezgodne z mentalnością Wielkopolan i z przyjętą przez nich metodą działania, opartą na pracy organicznej – połączonej z przygotowaniem powstania, ale jednego, skutecznego. Władze policyjne, zwłaszcza ówczesny pruski prezydent policji w Poznaniu, Julius von Minutoli, na ogół dobrze były zorientowane w tym, co dzieje się w polskich środowiskach patriotycznych i jedynie czekały na denuncjację, oficjalny donos z polskiej strony, by przystąpić do działania – czego się i doczekali.
Podobną orientację Prusacy mieli w realiach wielkopolskiej pomocy dla powstania styczniowego i niekiedy skutecznie likwidowali polskie ośrodki kierownicze tej akcji.
Wiele zjawisk i wydarzeń można kojarzyć z Wielkopolską, ale spiski, knowania, działania na pograniczu prawa?
W okresie zaboru konspiracja niepodległościowa objęła także młodzież gimnazjalną, ale i w tym środowisku konspiracja pozostawiała wiele do życzenia. Najbardziej powszechne było zakonspirowane Towarzystwo Tomasza Zana, które prowadziło działalność samokształceniową wśród polskich uczniów. Działacze organizacji ponosili konsekwencje swej postawy. Ale bywały przypadki ujawnienia przez dyrekcje szkół faktu istnienia organizacji na terenie gimnazjum. Zdarzył się nawet przypadek wezwania przez dyrektora zarządu „zakonspirowanego” towarzystwa, podczas którego pedagog ujawnił swoją znajomość rzeczy i prosił uczniów o bardziej dyskretne działanie, by uniknąć blamażu przed władzami szkolnymi…
Oczywiście nie można pominąć tajnego nauczania prowadzonego przez polskie nauczycielki (zwłaszcza zrzeszone w Towarzystwie Przyjaciół Wzajemnego Pouczenia się oraz Opieki nad Dziećmi „Warta”), które nawet stawały przed sądami i odbywały kary więzienia.
Zagłębie szpiegów
Powstanie z lat 1918-1919 najczęściej analizowane jest przez pryzmat przygotowań poprzedzających wybuch walk, okoliczności samego wybuchu i wreszcie bitew prowadzonych w poszczególnych częściach regionu. Realia tej walki sprzyjały jednak problemom związanym z dyscypliną, czego swoistym ukoronowaniem było utworzenie Poznańskiego Ochotniczego (bardziej realistyczne byłoby napisanie „Ochotniczego”) Batalionu Śmierci i wysłanie oddziału na front wschodni. Zdarzały się w oddziałach, zwłaszcza na początku powstania, przypadki samowoli, a nawet małych buntów. Obiektywnie jednak trzeba przyznać, że jawnej zdrady nie było, a jeżeli takie sytuacje się zdarzały, to sporadycznie.
W okresie międzywojennym położenie Wielkopolski było bardzo specyficzne. Region z trzech stron graniczył z Niemcami. Mniejszość niemiecka była tu silna i polskie środowiska, zwłaszcza patriotyczne, podlegały uważnej obserwacji. Z drugiej strony to właśnie w Wielkopolsce był silnie rozbudowany żywioł patriotyczny, wsparty przez wszechwładną tu endecję i Polski Związek Zachodni. Nieprzypadkowo polski wywiad do Niemiec rekrutował kandydatów właśnie z Wielkopolski, znanej z patriotycznych nastrojów, znajomości realiów niemieckich, o języku nie wspominając. Z drugiej strony Niemcy bardzo dobrze byli zorientowani w sytuacji polskich środowisk, co natychmiast wykorzystano we wrześniu 1939 roku, w czasie realizacji eksterminującej polskie elity akcji Tannenberg.
Bo Niemcy nie pozwalali?
Włączenie regionu (choć na innych zasadach administracyjnych niż wcześniej) do Rzeszy i realia miejscowe od razu postawiły polską konspirację niepodległościową w Kraju Warty w zupełnie innej sytuacji niż polski ruch niepodległościowy w Generalnym Gubernatorstwie. Warunki terenowe uniemożliwiały prowadzenie walki partyzanckiej, a liczne polskie organizacje niepodległościowe tworzone w Kraju Warty bardzo szybko były likwidowane – i to najczęściej w całości, od dowódcy po szeregowego konspiratora. Struktury niektórych organizacji, jak Wojsko Ochotnicze Ziem Zachodnich, były rozbijane, członkowie Armii Krajowej byli tu aresztowani, więc jej szeregi odtwarzano kilkakrotnie. Pojedyncze przypadki zdrady oczywiście się zdarzały, ale mimo wszystko ruch oporu w Kraju Warty był aktywny i skuteczny, choć ponosił wyjątkowo bolesne straty.
Po wojnie zrodziły się niesympatyczne, a niekiedy nawet szydercze opinie wśród mieszkańców innych regionów, jakoby w Wielkopolsce nic się nie działo, bo Niemcy nie pozwalali… Na szczęście dziś już takie zdanie spotykane jest coraz rzadziej.
Była jednak organizacja utworzona przez Wielkopolan, działająca w Generalnym Gubernatorstwie, która nigdy przez okupanta nie została zdekonspirowana: Tajny Uniwersytet Ziem Zachodnich, złożony z wysiedlonych z Poznańskiego naukowców, działający w Generalnym Gubernatorstwie do wybuchu powstania warszawskiego. Okazało się, że Wielkopolanie potrafili być nie gorsi, a nawet lepsi niż zaprawieni w konspiracyjnych działaniach mieszkańcy Polski centralnej.
Wniosek z naszych rozważań wydaje się oczywisty: Wielkopolanie niczym specjalnym się nie różnili od mieszkańców innych dzielnic Polski pod względem działań przeciwko oficjalnej (w danym okresie) władzy. Bywali tak samo niepokorni. Różnica tkwiła tylko w metodzie postępowania i podejmowanych przygotowaniach, a to już w dużej mierze wynikało z odmiennej mentalności Wielkopolan, związanej z cechami regionalnymi.
Autor: MAREK REZLER