Jak Poznań stawał w ogniu

Zabytkowe zabudowania przy ul. Masztalarskiej na Starym Mieście w Poznaniu

O największych pożarach i walce z nimi na przestrzeni lat w stolicy Wielkopolski.

Nikt rozsądny już nie wierzy w opinie, że zachodzące na świecie zmiany klimatyczne nie mają wpływu na nasze życie codzienne. Wciąż dochodzą wieści o wielkich pożarach, powodziach i huraganach pustoszących całe rejony poszczególnych krajów. Groźne żywioły zawsze nękały ludzi, choć z różnym natężeniem i nie zawsze w związku z postępowaniem człowieka.

Miejskie plagi

Dawne miasta, Poznań również, dotykały cztery plagi: pożary, powodzie, epidemie i przemarsze wojsk – niezależnie od narodowości wszystkie łupiły i niszczyły jednakowo. Co ważne, nie było tu wyjątków, miast lepszych i gorszych. Nieszczęście żywiołu nie wybierało, trawiło zarówno wielkie, wspaniałe miasta, jak i ubogie wsie. Dawne miasta, budowane przeważnie z drewna, z domami stojącymi blisko siebie i słomianymi lub drewnianymi dachami, często i łatwo ulegały płomieniom. Im większe było zatłoczenie, tym bardziej rosło zagrożenie żywiołem. Z czasem wydawano zarządzenia ograniczające stawianie budynków, których konstrukcja i lokalizacja ułatwiały rozprzestrzenianie się ognia. Jednak nigdy nie udało się całkowicie zlikwidować zagrożenia pożarami. Poza tym pojawiały się inne, nowe źródła ognia, jak choćby wprowadzenie gazu w przemyśle, gospodarstwach domowych i do oświetlania ulic. Czerwony kur groźny będzie zawsze. Nieprzypadkowo nawet w dawnych wilkierzach, czyli uchwałach władz miejskich, podkreślano konieczność zwracania uwagi na wygaszanie ognia tam, gdzie nie był on konieczny, i wprowadzano wielkie kary dla podpalaczy, uznawanych za szczególnie groźnych przestępców.

Nie inaczej było w Poznaniu. Ogień bywał, najczęściej, zaprószony przez nieostrożność mieszkańców. Najwyższe budynki padały ofiarą uderzeń pioruna, co powodowało pożar i konieczność częstej naprawy i odbudowy wież kościelnych i ratuszowej. W annałach odnotowano pożary Poznania m.in. w latach 1260, 1433, 1456, 1499, 1536, 1569, 1577, 1637, 1787. Płonęły ulice Główna, Chwaliszewo, Garbary, Piaski, Śródka, klasztory i kościoły, zwłaszcza kolegiata św. Marii Magdaleny.

Żydzi się palą

Szczególnie wrażliwa na ogień w Poznaniu była dzielnica żydowska: o bardzo gęstej, wręcz ciasnej zabudowie, niemal w całości drewniana. Wiele pożarów Poznania rozpoczynało się właśnie w północnej części miasta. Było tak choćby 11 czerwca 1590 roku, gdy ogień wybuchł w domu Żyda Siekina, który nie wykazał wystarczającej ostrożności w trakcie wytapiania wosku. W płomieniach niemal natychmiast stanęła duża część dzielnicy żydowskiej, zwłaszcza ulice Żydowska, Szewska i Wielka. Doszło wtedy do z pozoru paradoksalnej sytuacji: gdy uderzono w dzwony i ruszono do akcji, Żydzi w obawie przed rozbojami zatarasowali dostęp do większości swych domów. Ofiarami pożogi padło wtedy 75 domów żydowskich, cała ulica Szewska, jedna strona Wronieckiej, stara synagoga, niektóre z przyległych baszt miejskich i część kramów na Rynku. W odpowiedzi początkowo Żydów z Poznania wypędzono, ale ostatecznie doszło do ugody w zamian za samodzielne odbudowanie domów i zapłacenie grzywny, pokrycie kosztów usunięcia gruzów i zakupienie nowych wiader w celach przeciwpożarowych.

Bezpośrednim rezultatem owego pożaru był też reskrypt króla Zygmunta III Wazy z 3 lipca 1590 roku, w którym nakazano zniszczone ulice zabudowywać domami z budulca murowanego lub pruskiego muru i pokrywać je ceramicznymi dachówkami. Wprawdzie aż do czasów niemal najnowszych różnie z tym bywało, ale odpowiednie działania podejmowano już w średniowieczu.

Groźny alkohol

Jednak największy wpływ na obraz Poznania miał wielki pożar, który wybuchł 15 kwietnia 1803 roku. Pożoga strawiła prawie połowę miasta. Ogień zniszczył przede wszystkim wschodnią część Poznania, głównie Groblę, Garbary i część ulicy Wielkiej. Łącznie spłonęło 276 domów, 7200 osób zostało bez dachu nad głową; ile osób straciło wtedy życie, nie wiadomo. Ten właśnie pożar stał się pretekstem do podjęcia przez pruskie władze akcji zmodernizowania Poznania. Miasto po drugim rozbiorze Polski, mimo starań Komisji Dobrego Porządku w czasach stanisławowskich, nie zdążyło w pełni podnieść się z kryzysu ekonomicznego; komentarze pruskich oficerów wkraczających do miasta w styczniu 1793 roku nie były najsympatyczniejsze. Ale pożar, do którego doszło dziesięć lat później, otworzył wielkie możliwości modernizacyjne i dał impuls do tworzenia nowego Poznania, na zachód od dotychczasowego miasta. Ludność żydowska odtąd mogła osiedlać się na obszarze całego Poznania.

Najsłynniejszy z kolei pożar międzywojennego Poznania wybuchł 19-20 maja 1937 roku, w zakładach Akwawitu (produkujących alkohole), przy Grochowych Łąkach, w narożniku z ulicą Bóżniczą. O godzinie 15.50 od uderzenia pioruna zapalił się wielki zbiornik spirytusu, zapełniony dwoma milionami litrów tego płynu. Płonący zbiornik rozszczelnił się, a płonący spirytus wylał na zewnątrz i dotarł do ulicy Północnej i budynków pobliskiej rzeźni przy Garbarach. Wybuch był tak silny, że stojący obok pusty zbiornik został odrzucony na odległość 15 metrów. Płonący spirytus zniszczył pobliskie Zakłady Graficzne Putiatyckiego, część zabudowań Akwawitu i trzy wagony kolejowe na pobliskiej bocznicy. Temperatura ognia spowodowała nawet wygięcie szyn kolejowych. Można dodać, że firma ta nie miała szczęścia do ognia: do kolejnego pożaru, tym razem od niedopałka papierosa, choć szybko ugaszonego (w zakładzie przy ulicy Głównej), doszło w sierpniu 1945 roku.

W podpoznańskich miejscowościach też dochodziło do pożarów. Do szczególnie groźnego doszło w nocy z 22 na 23 lutego 1972 roku w budynku Oddziału Produkcji Dekstryn, należącego do Wielkopolskiego Przedsiębiorstwa Przemysłu Ziemniaczanego w Luboniu. Do dziś nie wiadomo, jaka była przyczyna pożogi, przypuszczalnie doszło do zaniedbań organizacyjnych i szkoleniowych, połączonych z lekceważeniem obowiązujących norm i przepisów. W wyniku wybuchu dekstryny runął budynek produkcyjny, grzebiąc pracowników (kilkunastu z nich zginęło), zniszczenia wystąpiły dookoła, a po eksplozji rozwinął się pożar, którego dogaszanie trwało kilkanaście dni. Wstrząs odczuwany był w całym Luboniu, a w akcji uczestniczyła zarówno straż pożarna, jak i robotnicy z okolicznych zakładów przemysłowych i wojsko. Ofiary tragedii upamiętniono na okolicznościowej tablicy.

Dwunastu strażaków

Bardzo ważne były ochrona miasta przed pożarami i walka z ogniem, gdy już doszło do tragedii. Z czasem działania te coraz bardziej przybierały formę zorganizowaną. W 1544 roku w Poznaniu został uchwalony swoisty regulamin obrony przeciwpożarowej, z natury rzeczy oparty na organizacji cechowej. To oczywiste w sytuacji, gdy miasto funkcjonowało jako miejsce przede wszystkim pracy i mieszkania rzemieślników i kupców, którzy w dużej mierze we własnym zakresie musieli sobie zorganizować ratunek i pomoc w razie potrzeby. Jak w razie oblężenia poszczególne cechy miały przydzielone odcinki murów i baszty do obrony, tak i na wypadek pożaru zorganizowana była akcja gaśnicza.

W dawnych wilkierzach, czyli uchwałach władz miejskich, podkreślano konieczność zwracania uwagi na wygaszanie ognia tam, gdzie nie był on konieczny, i wprowadzano wielkie kary dla podpalaczy, uznawanych za szczególnie groźnych przestępców

Z czasem zaszła potrzeba zorganizowania fachowej straży pożarnej. W 1842 roku w Poznaniu utworzono Ochotnicze Towarzystwo Ratunkowe, które w zakresie swego działania miało pracę zarówno w razie pożaru, jak i powodzi. Miasto jednak wciąż się rozwijało i taka forma pomocy była niewystarczająca. 10 grudnia 1877 roku utworzono w Poznaniu Zawodową Straż Pożarną, w składzie początkowo… dwunastu strażaków, których dewizą było działanie „Bogu na chwałę, bliźniemu na ratunek”.

Szkoła i muzeum

I tak w różnej formie organizacyjnej, technicznej i formalnej zadanie to spełniane jest do dziś; choć obecnie zadaniem strażaków jest nie tylko walka z ogniem, ale też działanie w razie powodzi i innej klęski żywiołowej, katastrofy. Walka, ale też zapobieganie, profilaktyka. Obok ratowników medycznych, strażacy (zawodowi i ochotnicy) należą do grupy szczególnie cennych i szanowanych służb poświęcających swe życie i zdrowie dla dobra innych.

Dodajmy, że od 1961 roku w Poznaniu działa Szkoła Aspirantów Państwowej Straży Pożarnej, która w ciągu 60 lat istnienia zmieniała nazwę, ale zachowała zasadniczy, szlachetny cel swego powołania. A w Poznaniu do dziś zachowały się budynki straży, często pamiętające miasto sprzed stu lat.

W Wielkopolsce, w Rakoniewicach, od 1974 roku funkcjonuje Wielkopolskie Muzeum Pożarnictwa, powstałe z inicjatywy głównie Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego oraz Ochotniczej i Zawodowej Straży Pożarnej. W kilku budynkach, m.in. w starym zborze ewangelickim, zgromadzono prawie 4 tysiące eksponatów i bogaty księgozbiór poświęcony pożarnictwu. Jest tam również multimedialna Sala Edukacji Ratowniczej, która dodatkowo podnosi atrakcyjność muzeum.

Autor: MAREK REZLER

BIEŻĄCE WYDANIE

Kwiecień 2024